Kiedy byłam małą dziewczynką i przyjeżdżałam na kolonie nad Bałtyk, zazdrościłam tym, którzy tu mieszkają i mogą codziennie spacerować po plaży. Prawie cztery lata temu zamieszkałam w Gdańsku. Pokochałam Trójmiasto, ale zamiast codziennie delektować się plażą, mnie bardziej zachwyca dzielnica, w której mieszkamy. Dzielnica zdegradowana, ale bardziej autentyczna od gdańskiej Starówki. O niesamowitym potencjale. Przyciągająca ludzi ze świata sztuki i architektury. Dzielnica, która ma przed sobą świetlaną przyszłość. Dolne Miasto.
Niemalże codziennie pokonujemy z Lennym naszą stałą trasę opływem Motławy, nieopodal którego mieszkamy. Karmimy kaczki. Zachwycamy się widokiem z Bastionu Żubr. Pijemy kawę w naszej ulubionej kawiarni na Starym Przedmieściu i cieszymy się, że możemy tu być :)
Pragnąc przywołać wiosnę, kilka dni temu odkurzyliśmy nasze Flying Dutchmany i wyruszyliśmy na krótką przejażdżkę po okolicy. To był pierwszy raz Lennego, ale wydaje się, że nasz maluszek pokochał rower tak jak jego staruszkowie. Tak więc już nie możemy się doczekać ciepłych dni, które będzedziemy spędzać na dwóch kółkach.