Poznałem ją w pralni, do której przychodziłem czasami malować akty kobiet piorących na tarach i maglujących czyste prześcieradła. Wkrótce narodziła się Mija. Nie mogliśmy chcieć od życia więcej. Jednak bezlitosna zaraza, która nieproszona wtargnęła do naszego miasteczka i domu, odebrała mi sens życia.
Tamtej nocy nie zmrużyłem oka. Straszna ulewa potęgowała uczucie niepokoju, które nie pozwalało mi zasnąć. Czułem, że się zbliżają. Wyszedłem im naprzeciw. Wkrótce przestało padać a pierwsze promienie porannego słońca odbijały się w mokrych, brukowanych ulicach. Sosnowieckiej, Nałkowskiej Rymarskiej, Placu Wyzwolenia. W powietrzu czułem przedziwny zapach, jakby nie z tej ziemi. Nie był nieprzyjemny, ale powodował, że przed chwilą jeszcze ostry obraz coraz bardziej się rozmywał. Nagle dostrzegłem kontury ich postaci. Nieco niewyraźne, jakby zespolone z czerwoną cegłą, unoszące się w powietrzu. Senne. Przyglądałem im się z daleka. Jakoś nie mogłem podejść bliżej.
„Hej Nikisz!” – ktoś krzyknął za moimi plecami. „Schodzimy pod ziemię!” Czar prysnął. Ruszyłem w stronę szybu.
*Jeśli chcecie poznać prawdziwą historię Nikiszowca, znajdziecie ją na stronie nikiszowiec.pl.
**Pierwszą odsłonę dzielnicy zamieściliśmy tutaj.
***Ulicami Nikisza przechadzała się z nami przyjaciółka Asia.